In Mohrungen, nahe Herders Haus,
zog ein Mann in schwarzer Schürze am Strick ein Schwein.
Es grunzte, widerstrebte, versuchte sich loszureißen,
doch an dem Strick der Stahlring durch die Nase,
war ein zu schmerzhaftes
Argument. Er hielt in der Mitte des Hofes an
am vertrockneten Apfelbaum, zwischen Haus,
Bretterzaun, Schweinestall und Straße.

Der Mensch band das Schwein ans Bäumchen,
spuckte in die Hände,
hob einen gewaltigen Hammer
und schlug ihm genau zwischen die Augen.

Es zitterte,
ging in die Knie,
kippte um,
bewegte heftig die Klauen,
aus dem Rüssel floss roter Schleim.

Das Heulen drang in mich ein, wie menschlicher Schrei,
und obwohl ich wiederholte
- Das ist nur ein Schwein -
fühlte ich anders.

Der Mann zog ein Messer heraus,
streifte mit dem Finger die Schneide,
und mit einem schnellen Schnitt
fast von Ohr zu Ohr
schnitt tief durch die Kehle,
so, dass Blut auf die Schuhe spritzte.

Das Röcheln,
letztes Bewegen der Glieder.
Nur noch Tröpfeln aus der Wunde.

Ein Gewitter kommt, die erste Attacke der Wolken.
Die Gedanken kreisen zwischen dem ehernen Gesicht
des Philosophen und dem geschlachteten Tier,
zwischen Wissen und Grausamkeit.

Wir gehen auseinander,
die Kinder zum Unterricht,
der Kellner ins Wirtshaus,
der Kunsthistoriker in die Kirche,
der Offizier alte Waffen besichtigen,
ich zum Bahnhof.

Hinter uns,
in grauer Luft,
leuchtet
das ausgeblutete Schwein.
W Morągu, blisko domu Johannesa Gottfrieda von Herdera,
mężczyzna w czarnym fartuchu ciągnął na sznurku
świnię. Chrząkała, opierała się, wyrywała, lecz
postronek przyczepiony do stalowego kółka
przebijającego nozdrza był zbyt bolesnym
argumentem. Zatrzymała się na środku podwórza
przy uschniętej jabłonce, między domem,
parkanem, chlewem i ulicą.

Człowiek przywiązał świnię do drzewka,
splunął w dłonie,
podniósł potężny młot
i uderzył wprost między oczy.

Zadygotała,
uklękła,
przewróciła się,
gwałtownie poruszała racicami,
z ryja płynął czerwony śluz.

Wycie dotarło do mnie jak krzyk ludzki
i chociaż powtarzałem
- To tylko świnia -
czułem inaczej.

Mężczyzna wyciągnął nóż,
musnął palcem ostrze
i szybkim cięciem
poderżął głęboko gardło,
niemal od ucha do ucha,
aż krew trysnęła na buty.

Rzężenie,
ostatnie ruchy kończyn.
Już tylko krople sączą się z rany.

Nadchodzi burza, pierwszy atak chmur.
Myśli krążą między spiżową twarzą
filozofa a zaszlachtowanym zwierzęciem,
między wiedzą a okrucieństwem.

Rozchodzimy s-ię:
dzieci na lekcję,
kelner do gospody,
historyk sztuki do kościoła,
oficer obejrzeć stare armaty,
ja na dworzec.

Za nami,
w szarym powietrzu,
jaśnieje
wykrwawiona świnia.