Asthma Asthma kommt morgens. Das Morgengrauen dringt in die Kehle, an den Himmel kriecht Blut. Schaudernde Angst zwischen Wänden des grauen Labyrinths. Von hier entkommst Du nicht. Durchzug: die Morgenkühle, Nebel, der Wind bewegt eine Gardine. Der Traum dauert noch, aber in dunklem Gefängnis der Lungen meutert das Blut. Die Hähne krähen. Morgenrot wächst innen, wie Wurzeln, sprengt, presst, biegt Du wirfst die Traumreste ab. Du willst atmen, auf den Tisch gestützt, willst dich Ausruhen, vergessen, einschlafen. Doch: Der Tag begann seinen Marsch erst, und der Gefangenen Menge bedrängt die Mauer von allen Seiten Noch eine Tablette, ein bitterer, herber Geschmack. Das Gesicht im Spiegel geschwollen, Atemprobe, Schweiß, Dieses Stöhnen – mein Flüstern! Ein fremder, ferner Klang. In den Bronchien spielt das Orchester die Melodien der reißenden Saiten Den Körper zurücklassen, abhauen. Die Lungen zurücklassen, und Schluss! Fliehen vor mir selber. Leben ohne Asthma, Druck, Worte überflüssiger Gnade. Das Feuer im Luftröhrentunnel, der Husten, explodiert wie Napalm. Festgehaltenes Blut Festgehaltener Wind Festgehaltener Schmerz Festgehaltener Gedanke Festgehaltene Traum. Gefangene kämpfen um einen Schlüssel, Fäuste pochen ans Herz, im brennenden Lungengefängnis. Eingesperrt, verurteilt, einsam, mit dem Herz wie eine kranke Glocke. Wächter bewachen die Tore. Sie schlagen, kämpfen, sterben im brennenden Lungengefängnis, in der Enge, im Weinen, vor Angst. Ich warte Ich ersticke Nein. |
Astma Astma przychodzi rano. Brzask wdziera się do krtani, na niebo wpełza krew. Dreszcz strachu wśród ścian szarego labiryntu. Stąd nie uciekniesz. Przeciąg, poranny chłód, mgła, wiatr porusza firankę. Jeszcze trwa sen, lecz w ciemnym więzieniu płuc buntuje się krew. Koguty pieją. Wewnątrz rośnie świt, jak korzenie rozsadza, naciska, gnie. Strząsasz resztki snu. Chcesz oddychać oparty o stoł. Chcesz opocząć, zapomnieć, zasnąć. Niestety dzień rozpoczął swój marsz i tłum więżniów napiera na mur ze wszystkich stron. Jezcze jedna tabletka. Gorzki, cierpki smak. Twarz w lustrze obrzmiała. Próba oddechu. Pot. Ten jęk to przecież mój szept, obcy daleki dżwięk. W oskrzelach orkiestra gra melodie zrywanich strun. Zostawić ciało. Zbiec. Zostawić płuca i już. Uciec od siebie. Żyć bez astmy, ucisku, słów zbędnej litości. Ogień w tunelu tchawicy, kaszel wybucha jak napalm. Uwięziona krew. Uwięziony wiatr. Uwięziony ból. Uwięziona myśl. Uwięziony sen. Więżniowie walczą o klucz, pięści łomocą o serce, w płonącym więzieniu płuc. Zamknięty, skazany, s am z sercem jak chory dzwon. Strażnicy pilnują bram. Biją się, walczą, konają w płonącym więzieniu płuc, w ciasnocie, w płaczu, w lęku. Czekam. Duszę się. Nie. |